środa, 15 sierpnia 2012

Pierwsze tygodnie za pasem

Parno i duszno. Temperatura na zewnątrz sięga 35 stopni. Pot sączy się przez skórę z prędkością światła. To chyba oksymoron... - mam skłonność do skrajności, czasem łączę je w pary.
Pobyt w klasztorze trwa już 11 tydzień. Lama zaczyna odczuwać coraz większą sympatię do swojego ucznia. Ostatnio coraz częściej się uśmiecha, poznaje moje sposoby komunikacji, próbuje je naśladować. Ta nauka daje nam coraz więcej satysfakcji, to jakby pogodzenie dwóch różnych "planet" z jakich pochodzimy.
Ostatnie kilkanaście dni okraszone były sporą ilością "złych uczynków". Co ja będę opowiadać...po prostu ziarno nie padło na podatny grunt. Sucha ziemia, nie sprzyja wegetacji. Uzależniony umysł, nie łatwo jest nakierować na ścieżkę "czystości". Z pustego i Salomon nie naleje. Jeśli ktoś jest przyzwyczajony do pełności, nie łatwo przyswoi pustkę. To trudne.
Jest mi trudno nie wbiegać do ogrodu i nie kryć się w tej duchocie.
Lama sugeruje otwarcie serca na innych, na świat. Chyba mam serce ze skały, mózg także, bo zdawało mi się, że mam je otwarte... Mocno zaciśnięty mam światek, wszystkie włókna ściśle przylegają, ciasno duszą pokłady dobrej energii, którą dając innym, otrzymywałabym zwrotnie.
Mózg też jest ciasny. Może da się to zmienić?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz